„Kajś” Zbigniew Rokita

835395-352x500Dzieje Górnego Śląska w ramach edukacji regionalnej, na którą nigdy nie starczyło godzin lekcyjnych, nauczyciele traktowali po macoszemu. Odbywały się wprawdzie konkursy gwary śląskiej i przeglądy pieśni powstańczych, warsztaty skrobania kroszonek czy akademie z okazji Dnia Górnika, ale kładzenie akcentu na folklor i dziedzictwo kulturowe sprawiało, że historia Heimatu nieuchronnie spychana była na margines. A jeśli już się pojawiała to tylko w skąpym wydaniu podręcznikowym jako zbieranina suchych faktów, pozbawiona wymiaru ludzkiego i historiozoficznego namysłu. Na konsekwencje tych niedopatrzeń i zaniedbań nie trzeba było długo czekać. Wystarczy przypomnieć sobie aferę z zamalowywaniem niemieckich nazw na dwujęzycznych tablicach miejscowości czy ożywające co jakiś czas animozje plemienne między przyjezdnymi (chadziajami) a autochtonami (hanysami).

Trudno jednak winić o ten stan rzeczy wyłącznie nasz system oświaty, który nie potrafi sprostać wyzwaniom edukacji wielokulturowej. Problem ten zdaje się sięgać głębiej, wszak ogromny wkład w przekłamywanie i jednoczesne przemilczanie przeszłości tych ziem wniosła propaganda komunistyczna. Z jednej strony akcentowano rdzenną piastowskość Śląska stosując przy tym przymusową polonizację, a z drugiej zaś na potęgę zacierano ślady niemieckości wrzucanej niesłusznie do jednego worka ze śląskością. Ponieważ ta toporna wykładnia historii, pełna krzywdzących uproszczeń i stereotypów, wyziera niekiedy z wypowiedzi czołowych polityków, to wielce pożądana i niezbędna stała się nowa narracja o Górnym Śląsku, zwłaszcza taka, która zmierza ku rewizji mitów i naświetleniu bieżących problemów w regionie, tworząc pomost pomiędzy czasem przeszłym a teraźniejszością. Tak się szczęśliwie złożyło, że świeżym i przenikliwym spojrzeniem swój Heimat ogarnął Zbigniew Rokita, dziennikarz z Krakowa, a z pochodzenia gliwiczanin.

Autorowi „Kajś. Opowieści o Górnym Śląsku” od samego początku do końca towarzyszyła motywacja osobista. Już we wstępie eseistycznego reportażu wyznał on, że u progu wczesnej młodości przyszło mu na nowo określić swoją tożsamość, tym razem nie w oparciu o korzenie kresowe, lecz z myślą o swej śląskiej familii. Uczynił to, tak swoją drogą, w sposób iście postmodernistyczny, na Baumanowską wręcz modłę, skupiając się na procesualnym aspekcie tożsamości, która nie jest nikomu z góry narzucona, tylko samodzielnie wytwarzana w efekcie własnych poszukiwań i dociekań. Silnie wyczuwalna obecność autora w tekście uwiarygodnia wysiłek włożony w ożywienie i udynamicznienie wydarzeń zdanych na łaskę lub niełaskę ludzkiej pamięci ­­– zarówno tej zbiorowej, jak i indywidualnej. Rokita, dysponując szczątkowo zachowanymi pamiątkami z przeszłości swoich przodków, próbował zza kurtyny czasu zrekonstruować kontekst, w którym to żyli Kieslichowie i Hajokowie, a łączniczką z tym nieistniejącym już światem okazała się babcia autora, Maria Błażejowska. I choć opowieść snuta przez pryzmat rodzinnych wspomnień niosła ze sobą ryzyko popadnięcia w afektację i naiwny sentymentalizm, to dziennikarzowi udało oprzeć się tej stylistycznej pokusie. Rodzinne anegdoty bywają zabarwione ciepłem i dowcipem, natomiast życiowe dramaty i  dylematy przodków zrelacjonowane zostały z należną im powagą. Rokita, przywołując ich losy, z imponującym rozmachem nakreślił obraz własnego regionu od industrializacji Górnego Śląska, przez rzeczywistość plebiscytową i powstania, po burzliwe czasy powojenne i współczesność z jej spornymi problemami wokół statusu języka śląskiego i narodowości śląskiej, którym to wciąż oficjalnie odmawia się prawa bytu.

Autor: Zbigniew Rokita, tytuł: Kajś, wydawnictwo: Czarne, data premiery: 30 września 2020, liczba stron: 320.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czarne.

Dodaj komentarz