„Przekleństwa niewinności” Jeffrey Eugenides

716376-352x500.jpgAutor: Jeffrey Eugenides, przekład: Witold Kurylak, tytuł: Przekleństwa niewinności, tytuł oryginału: The Virgin Suicides, wydawnictwo: Sonia Draga, liczba stron: 264, data premiery: 20 marca 2019 r.

Tytuł recenzji: Elegia na cześć burzliwej młodości

Rzadko można trafić na powieść z równie hipnotycznym początkiem: Tego ranka, gdy już ostatnia z kolei córka Lisbonów podjęła próbę samobójczą – tym razem była to Mary oraz tabletki nasenne, podobnie jak to miało miejsce z Therese – dwaj sanitariusze przybyli do domu, doskonale wiedząc, gdzie znajduje się szuflada z nożami, a gdzie kuchenka gazowa, a także belka w piwnicy, na której można powiesić sznur”. Na modnych ostatnimi czasy kursach kreatywnego pisania wykładowcy kładą nacisk na pierwsze zdanie, akapit otwierający książkę, bo element inicjujący w dużej mierze decyduje o tym, czy wytworzy się chemia między czytelnikiem a tekstem. Jeffrey Eugenides, jak widać po przytoczonym wstępie, już w swej debiutanckiej prozie z 1993 roku do perfekcji opanował sztukę wywierania na odbiorcy dobrego pierwszego wrażenia, choć nie terminował pod okiem żadnego mistrza słowa. W Przekleństwach niewinności pisarz nie osiąga jeszcze apogeum swych możliwości twórczych, ale z powodzeniem wyznacza obszar tematyczny dla swojego dalszego pisarstwa.

Zbiorowe samobójstwa i nawiedzone domy to motywy występujące najczęściej w literaturze z dreszczykiem, dedykowanej amatorom kryminalnego suspensu i wielbicielom sekretów z przeszłości. Eugenides rezygnuje jednak z rozwiązań i schematów charakterystycznych dla powieści grozy czy kryminału i cały ciężar fabularny przenosi na aspekt psychologiczny okoliczności, w których nastąpiła śmierć sióstr Lisbon. Nie często zdarza się bowiem, że panny z dobrego domu, usytuowanego na przedmieściach Detroit, z niewiadomych przyczyn próbują targnąć się na własne życie. Kogo obarczyć winą za serię samobójstw?  Zapracowanego ojca, który usiłował trzymać dorastające dziewczęta pod kloszem? Czy raczej pruderyjną matkę, zwolenniczkę surowych metod wychowawczych? A może to tkwiący w młodych bohaterkach popęd tanatyczny pchnął je do tak dramatycznych czynów? Tę ponurą historię, utworzoną z mglistych domysłów i relacji świadków, wypowiada podmiot zbiorowy – dawni koledzy z sąsiedztwa wciąż niepogodzeni z odejściem dziewcząt i kolekcjonujący przez lata pamiątki z ich życia. Autor tym samym ujawnił nie tylko swój nieprzeciętny talent narracyjny, ale też zaprezentował spektrum tematów znamiennych dla jego późniejszej twórczości – począwszy od dorastania i samotności, przez zauroczenia i niespełnioną miłość, a skończywszy na więziach i konfliktach międzyludzkich. Przypuszczać zatem można, że specjalnością Eugenidesa są drobiazgowe i subtelne wiwisekcje stanów uczuciowych i zaburzeń emocjonalnych dojrzewających bohaterów, ich kryzysy tożsamościowe, pogmatwane więzi rodzinne i rozterki egzystencjalne podszyte hamletowskim pytaniem.

Powieść jest przesycona atmosferą niepokoju i niepewności, mimo że retrospektywny wstęp ujawnia finał opowiadanej historii. Z zapartym tchem śledzimy, jak ożywa na nowo przeszłość widziana oczyma pięciu mężczyzn w średnim wieku, a z kolei ci panowie z zakolami na czołach i obwisłymi brzuchami na powrót stają się żwawymi młodzieńcami, którzy z wypiekami na policzkach śledzą roztaczające wokół siebie czar i wielką tajemniczość Lisbonówny. W świecie przedstawionym nie tyle istotne jest dochodzenie do prawdy i próba wyjaśnienia powodów tragedii, co wspominanie przez narratora zbiorowego nastoletnich lat upływających w cieniu mrocznej zagadki. Dzieło Eugenidesa bez wahania można więc nazwać ponadczasową elegią na cześć burzliwej i trudnej młodości.

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sonia Draga.

Dodaj komentarz